Kontekst historyczny
Poniższy artykuł opublikowałem 23 marca 2008 roku. Treść może być interesująca dla nas obecnie, kiedy jesteśmy mądrzy "po fakcie".
Kochajmy czerwień
Sytuacja na giełdzie papierów wartościowych w Warszawie poprawia się. Wreszcie, w ostatnich miesiącach, możemy obserwować znaczną poprawę sytuacji inwestorów którzy lokują swoje aktywa na tym rynku. Po niełatwym czasie jaki przechodzili dwa lata temu i wręcz beznadziejnej sytuacji jaka panowała rok temu, od około 8 miesięcy perspektywy znacznie się poprawiają. Inwestycje w akcje zyskują na atrakcyjności.
W tym miejscu czytelnicy bloga zapewne zdziwieni sprawdzają datę tego wpisu. Tak, to nie pomyłka. Jest dzisiaj 23 marca 2008 roku i wpis jest jak najbardziej aktualny.
Czy początek tej notki nie brzmi dla Was dziwnie? Jeśli nie, gratuluję. Myślicie niezależnie, pod prąd, ale logicznie. I w inwestycjach poczytujcie to za dobrą monetę.
Jeśli notka Was dziwi, to znaczy że może za dużo chłoniecie "mediów"? Które aktualnie zajęte są sprzedawaniem historii o tym jak "chronić zyski", "zarabiać w bessie" itd.
Wg mediów na giełdzie jest źle. Wg publicznych forów wkładać wszystko w akcje to szaleństwo. Forumowi "eksperci" radzą przeczekać aż "sytuacja się poprawi". Poprawi? Przecież właśnie teraz się poprawia!
Zastanówmy się - co to znaczy "kupić akcje na giełdzie"?
W polskich miastach popularne są galerie handlowe. W mojej okolicy znajduje się jedna z nich - Galeria Mokotów. Czasem tam bywam i zastanawiam się nad jej biznesowym modelem. Wartość galerii leży w jej lokalizacji. W związku z tym że leży na drodze wielu osób w mieście, a ponadto jest otoczona biurowcami, co sprawia że w trakcie przerwy w pracy, a także po wyjściu z biura, jest blisko i po drodze. To sprawia że sklepy galerii mają zapewniony dopływ klientów. Dopóki miasto będzie żyło, dopóty galeria będzie przynosić zysk - jest bardzo mało prawdopodobne że utrzymanie samego budynku będzie droższe niż marże od najemców.
Stabilny biznes... i dochodowy. Gdyby tak można było tę Galerię Mokotów kupić, to może nie byłby zły pomysł. Tylko czy właściciel zechce ją sprzedać?
Załóżmy że właściciel złożył nam ofertę na Galerię Mokotów 8 miesięcy temu. Cena wynosi 100 milionów. Pytamy się różnych znajomych i doradców i wszyscy potwierdzają - "świetny stabilny biznes", "na tym nie można stracić", "bierz to".
Transakcja nie dochodzi jednak do skutków z powodów poza biznesowych, mniejsza o to jakich. No cóż trudno.
Ale przychodzi właściciel galerii do nas ponownie, chcąc sprzedać nam ją teraz za 70 milionów - prawie 1/3 taniej. Pytamy ponownie innych? Jakie jest nasze zaskoczenie gdy słyszymy: "to ryzykowne", "kiepska sprawa", "nie wchodź w to". Co pomyślimy o nich? Wariaci!
Ale dokładnie to właśnie się dzieje. Właściciel Galerii Mokotów chce ją sprzedać. Codziennie, od wielu lat, Galeria Mokotów jest wystawiana na sprzedaż. Galeria należy do dwóch firm - holenderskiego Rodamco oraz polskiej spółki Globe Trade Center (GTC). Kupując więc GTC, stajemy się właścicielami galerii. GTC jest oferowane każdego dnia na giełdzie papierów wartościowych w Warszawie.
8 miesięcy temu GTC kosztowało 11 miliardów złotych. Był to czas kiedy na forach internetowych wszyscy właściciele dowolnych firm oczekiwali kiedy ich spółka ogłosi plany wejścia na rynek developerski, bo to zapewniało ostry wzrost kursu. Analitycy polecali zakup firm developerskich, w tym GTC, bo nieruchomości zawsze drożeją, bo polska ma do nadrobienia wiele lat, bo brakuje mieszkań więc muszą drożeć, bo nie ma "bańki nieruchomości" bo nieruchomości są realnym majątkiem który można dotknąć, nie tak jak "dotComy", bo Euro 2012 więc trzeba będzie budować, i tak dalej i tak dalej.
Czyli wszyscy polecali: kupuj galerię, kupuj nieruchomości, kupuj GTC.
W dniu dzisiejszym, GTC kosztuje poniżej 8 miliardów złotych. Czyli właśnie teraz można znakomicie zrobić użytek z rekomendacji sprzed 8 miesięcy kupując firmę o jedną trzecią taniej niż wtedy kosztowała! Czy ktoś zechce skorzystać?
Jak można w tych warunkach traktować poważnie opinie o tym że sytuacja się pogorszyła? Sytuacja się poprawia tym bardziej im taniej można zakupić akcje, to oczywiste ale jak zwykle - oczywiste dla mniejszości. Czym więcej czerwonego koloru widzimy w notowaniach, tym bardziej prawdopodobne jest to że kupując akcje robimy dobry interes.
Zacząłem inwestować w akcje w roku 2004. Nie miałem sprecyzowanej strategii długoterminowej, dlatego po roku handlu zadowoliłem się zyskami i wycofałem z rynku. Dużo czasu poświęciłem doskonaleniu siebie i edukacji i postanowiłem wrócić na rynek w roku 2006, mając już sprecyzowaną strategię długoterminową. To co ujrzałem na rynku, było dość rozczarowujące. Szukałem interesujących inwestycji, jednakże wiele spółek było bardzo młodych (ryzykownych) i bardzo często ceny były wysokie. To nie zachęcało do inwestycji, dlatego uważałem ten czas za trudny do inwestowania... wiedziałem zatem że muszę ustawić się bardzo defensywnie.
Mimo aktywnego poszukiwania spółek dobrych i rozsądnie wycenionych, znalazłem tylko dwie firmy które zdecydowałem się kupić - to wszystko... uważałem że akcje są bardzo drogie. Nadszedł rok 2007, zainteresowanie giełdą przybrało skalę masową, spółki które w roku 2006 były bardzo drogie, stały się w roku 2007 absurdalnie drogie. Masowo zaczęły powstawać firmy "doradztwa finansowego" które wszystkim wciskały fundusze małych i średnich spółek, a ja zgodnie z zasadą "gdy wszyscy są chciwi, zacznij się bać" zacząłem się po prostu bać giełdy. Przez pierwsze miesiące 2007 roku patrzyłem z niechęcią na ciągły zielony kolor na rynku i przestałem nawet już szukać nowych spółek. Moja kariera jako inwestora chwilowo się zakończyła. To właśnie mam na myśli pisząc na początku tego wpisu o "beznadziejnej sytuacji rok temu". Jeśli patrzę na dane spółki, oceniam ile na pierwszy rzut oka powinna kosztować, patrzę na notowania i widzę że kurs jest czterokrotnie albo ośmiokrotnie wyższy, to naprawdę się odechciewa inwestycji.
Mijały tygodnie, ceny były coraz bardziej irracjonalne, ale po długim czasie wreszcie się przełamałem i w maju 2007 znów kupiłem niewielką porcję akcji. Były to akcje firmy Netia. Kupiłem bardziej z "posuchy" a nie dlatego że byłem przekonany że to dobra inwestycja. Sądziłem jednakże że nie jest to taki "balon" jak inne spółki. Późniejszy okres spadków to potwierdził - średnia cena mojego zakupu w maju wyniosła 3,85zł - od tego czasu do dzisiaj spadek Netii wyniósł 3% a w tym samym okresie spadek indeksu WIG wyniósł 25%.
Drogi Czytelniku, czy w tym czasie (przełom 2006/2007) słyszałeś aby jacyś przedstawiciele funduszy inwestycyjnych, dziennikarze, czy też doradcy ostrzegali o zbyt wysokich cenach akcji? Czy zdarzyło Ci się pójść do firmy doradztwa finansowego i usłyszeć "z akcjami niech Pan poczeka, to dobra inwestycja ale nie zawsze warto płacić aż tak drogo". Ja nie słyszałem! Słyszałem tylko przechwałki firm doradztwa finansowego na temat rekordowych sprzedaży funduszy MiŚ.
W drugiej połowie 2007 roku ruszyła nowa strona www.ePortfel.com. Pierwszym wpisem na moim blogu dotyczącym rynku był artykuł o tym że inwestorzy zazwyczaj chcą kupować drogo a sprzedawać tanio. Artykuł idealnie pasował do rysującej się wtedy sytuacji - mam nadzieję że wielu czytelników skłonił do refleksji i tym samym uchronił przed stratami wynikającymi z bessy która niebawem się narodziła.
Czym wyższe były ceny akcji, tym bardziej bałem się giełdy i tym mniej korzystnie tego typu inwestycje dla mnie wyglądały. W 2006 roku kupiłem na długim termin tylko dwie spółki, w 2007 kupowałem nadal jedną z nich i niewielką ilość Netii, w 2007 roku moje zakupy były mikroskopijne, kilkakrotnie mniejsze niż w roku 2006.
I wreszcie wracamy do normalności. Z ulgą patrzyłem na czerwony kolor który nadszedł na rynek w drugiej połowie 2007 roku i trwa do dzisiaj. Po ostatnich grudniowych i styczniowych zjazdach cenowych na GPW zaczynam z powrotem interesować się rynkiem. Ogólnie - nie uważam wcale że ceny są niskie. Nie mam też powodów sądzić że jesteśmy na dnie bessy, tego nie wiem. Wiem że zazwyczaj bessy trwają dłużej niż kilka miesięcy. Społeczeństwo przestało już zachwycać się giełdą ale jeszcze jej nie znienawidziło. Jeśli nadejdzie czas w którym media zaczną odradzać inwestowanie w akcje a ludzie będą uznawać giełdę za bardziej ryzykowną niż ruletkę, nabiorę odwagi do dużych zakupów.
Tymczasem tak samo jak wraz z niezłymi firmami również "śmieci" gwałtownie drożały w cyklu hossy, tak i teraz wraz ze spadającymi "śmieciami" spadają firmy interesujące. Nawet zatem jeśli ogólnie tanio nie jest, to jest coraz więcej możliwości dla rozsądnego inwestora.
Ja osobiście nieśmiało zaczynam kupować. W styczniu nabyłem małą porcję akcji firmy Makarony Polskie płacąc 4,99zł za akcję, w lutym nabyłem akcje firmy Immoeast płacąc 21,33zł za akcję. Nie są to inwestycje które określiłbym jako świetne okazje - mam obawy co do jakości zarządzania w Makaronach (szczególnie chodzi o marketing), Immoeast jest dość ryzykowne - tzn. ciągle prze na coraz bardziej ryzykowne rynki. Jednak mam poczucie że cena jaką płacę jest w miarę rozsądna. Tak rynek potrafi się zmieniać - rok temu nikt nie byłby w stanie mnie namówić abym dotknął czegokolwiek związanego z rynkiem nieruchomości nawet przez kij od szczotki (tutaj przykład tego co sądziłem o firmach developerskich w tamtym okresie - mój nick na forum to wegorkie2).
Z odważnym wejściem w akcje jeszcze jednak czekam... zatem - czerwony kolor da się lubić! I mam nadzieję że Wy go polubicie wiedząc, że z każdym spadkiem rynek daje Wam coraz większą szansę na dobrą inwestycję.
Comments